Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.
—   209   —

dział, zagrzmiał nad głowami kochanków, jakby go wywołał dąb, pod którym stali. Dziewica nie mogła się wstrzymać od krzyknięcia z przestrachu. Król jedną ręką zbliżył ją do swojego serca, drugą zaś wyciągnął nad jej głową, jakby ją chciał osłonić od piorunu. Nastąpiła chwila milczenia, w której ta śliczna grupa, jak wszystko, co młode, pozostała nieruchomą, tymczasem Fouquet i Aramis przypatrywali się jej równie nieporuszeni.
— Najjaśniejszy Panie, czy, słyszysz?... — rzekła La Valliere.
I zwiesiła głowę na jego ramie.
— Tak — odrzekł król — widzisz, że burza nie przemija.
— Najjaśniejszy Panie, to jest przestrogą.
Król uśmiechnął się.
— Najjaśniejszy Panie, to głos Boga grozi.
— Dobrze, — rzekł król — przyjmuje ten huk za ostrzeżenie, a nawet za groźbę, jeżeli jednak za pięć minut ponowi się z równą siłą i gwałtownością; ale jeżeli nie, przebacz, będę uważał burzę tylko za burzę.
Jednocześnie król wzniósł głowę, jakby badał niebo.
I niebo jakby było w zmowie z Ludwikiem, bo przez pięć minut milczenia, które nastąpiło po huku, jaki przeraził dwoje kochanków, w najzupełniejszej pozostawało ciszy i żaden grzmot słyszeć się nie dał; kiedy zaś znowu się odezwał, odległy był i stłumiony, jakby w ciągu pięciu minut burza, pędzona wiatrem, o kilka mil uciekła.
— A co, Ludwiko — odrzekł król cicho — czy jeszcze będziesz mi groziła gniewem bożym? a skoro chcesz z piorunem czynić przepowiednie, czy nie przyznasz, że nie wróży mi on nieszczęścia?...
Dziewica wzniosła głowę; tymczasem deszcz przeciekał przez liście dębu i oblewał potokiem twarz króla.
— A!... Najjaśniejszy Panie — rzekła z wyrazem obawy, który do najwyższego stopnia wzruszył króla.