Dwie młode głowy pozostały tak chwilę pochylone ku sobie, pod nawałem rodzącej się myśli o wspólnej miłości, którą wyobraźnia dwudziestoletnia w tak cudne ubiera kwiecie. Księżna spoglądała z pod oka na młodego Ludwika. Widziała miłość w głębi jego serca, jak wytrawny nurek dostrzega perle na dnie morskiej toni. I to także widziała jasno, że Ludwik jakby się wahał, a co najmniej, brakło mu odwagi i że należało dodać bodźca temu ociężałemu i nieśmiałemu sercu.
— Zatem?... — odezwała się tonem zapytania, przerywając zarazem milczenie.
— Co chcesz powiedzieć?... — zagadnął po chwili oczekiwania Ludwik.
— Chcę powiedzieć, iż przyjdzie mi powrócić do raz powziętego postanowienia, o którem mówiłam ci już.
— O czemże to mi mówiłaś?... — pytał król, mocno niespokojny.
— Odjazd!...
— O!... jeszcze to niegodziwe postanowienie?...
— Wierzaj mi, Najjaśniejszy Panie, iż ciężką stoczyłam z sobą walkę, zanim je powzięłam... Wierzaj mi, iż trzeba tego, abym wróciła do Anglji.
— O! nigdy! za nic w świecie nie pozwolę na to, abyś opuściła Francję!... — rzekł gwałtownie król.