Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.
—   215   —

— Nie rozumie, że do niej pisałem.
— Jednak powinna cię była zrozumieć, aby list oddać, bo myślę, że ci go zwróciła.
— Nie.
— Przynajmniej musisz być pewny, że go spaliła.
— Mój kochany panie d‘Herblay, już od godziny gram w ślepą babkę i chociaż to zabawne, dosyć mi tego. Zechciej mię zatem zrozumieć: panna de La Valliere udawała, że nie rozumie, co mówiłem; zaprzeczyła, że żadnego nie odebrała listu; zaprzeczywszy zatem stanowczo, nie mogła mi go oddać ani spalić.
— Co mówisz?... — zapytał Aramis niespokojnie.
— Mówię, że upewniła mnie, iż żadnego listu nie odebrała.
— A zatem z przyczyn nam nie znanych twój posłaniec nie oddał listu — rzekł stanowczo Aramis — przyjrzałem się jej: jest szczera i szlachetna. Nie skłamałaby. Jestem tego pewien.
Fouquet zadzwonił. Lokaj wszedł.
— Zawołać Tobiasza — rzekł.
Po chwili ukazał się człowiek z niespokojnemi oczyma, ściśnietemi ustami, garbaty i mający krótkie ręce.
Aramis usiadł przy stole, tyłem odwrócił się do posłańca, na którego rysy twarzy i poruszenia patrzył w przeciwległym zwierciadle.
— Pójdź tu, Tobiaszu — rzekł Fouquet.
Lokaj zbliżył się pewnym krokiem.
— Jak dopełniłeś mojego zlecenia?
— Jak zwykłe, Jaśnie panie — odpowiedział posłaniec.
— Słuchaj — rzekł Fouquet, patrząc pilnie w oczy lokajowi — jeżeli list nie doszedł swojego przeznaczenia, przyznaj się; bo jeżeli popełniona została omyłka, głową to przypłacisz.
Tobiasz zadrżał, ale zaraz odzyskał przytomność.
— Jaśnie panie, położyłem list tam, gdzie mi kazałeś, daj mi pół godziny czasu, a przyniosę ci dowód, że list jest w rękach panny de La Valliere, albo sam list odniosę.