Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.
—   216   —

Aramis ciekawie obserwował lokaja. Fouquet łatwo ufał, a ten człowiek dwadzieścia lat wiernie mu służył.
— Idź — rzekł — i przynieś dowód, o którym mówisz.
Lokaj wyszedł.
— Cóż ty na to, panie d‘Herblay?
— Myślę, że potrzeba jakimbądź sposobem przekonać się o prawdzie; myślę nad tem, czy list doszedł, czy nie doszedł ręki panny de La Valliere. W pierwszym wypadku potrzeba, aby go La Valliere zwróciła, jeśli nie przekona nas, że spaliła; w drugim wypadku trzeba postarać się o odzyskanie listu, chociażby to miało miljon kosztować. A co czy nie jesteś tego zdania?
— Zapewne; ale zdaje mi się, mój biskupie, że przesadzasz niebezpieczeństwo.
— A! zaślepiony człowieku!... — mruknął Aramis.
— La Valliere, którą uważamy za dźwignię polityczną, jest sobie zwykłą zalotnicą, która spodziewa się, że będę za nią szalał i za pomocą listu trzyma mnie na wodzy. To rzecz bardzo prosta.
Aramis potrząsnął głową.
— Czy nie podzielasz tego przekonania?... — zapytał Fouquet.
— Ona nie jest zalotną — odpowiedział stanowczo Aramis.
— Pozwól sobie powiedzieć...
— O! ja znam się na kobietach — zapewnił Aramis.
— Mój przyjacielu! mój przyjacielu!
— Zapewne chcesz powiedzieć, że dawno odbywałem studja; ale pamiętaj, że kobiety są zawsze jednakowe.
— Tak, ale mężczyźni się zmieniają, i ty dziś jesteś więcej podejrzliwy, niż dawniej.
I, śmiejąc się dodał:
— Zobaczymy, jeżeli La Valliere zechce mnie kochać w trzeciej części, a króla w dwóch trzecich, czy na to można przystać?
Aramis powstał z niecierpliwością.