— Jednakże, przez pokonywanie trudności, osiągamy szczęście. Co do mnie, przysięgam ci, iż jeżeli zajdzie tego potrzeba, zadam kłam zazdrośnikom, pozornie tak obchodząc się z tobą, jak ze wszystkiemi innemi kobietami.
— Zły sposób, bardzo niedostateczny — rzekła Henryka, potrząsając przecząco śliczną swoją główką. — Mnie co innego przychodzi do głowy.
— Cóż takiego!
— Otóż, biorę to z mojego punktu zapatrywania. Gdyby chodziło o to, aby mnie zmylić co do zamiarów mojego męża względem innej kobiety, jedna rzecz tylko uspokoiłaby mnie.
— Jaka?
— Gdybym wiedziała, że wcale tą kobietą się nie zajmuje.
— Wszak przed chwilą mówiłem ci to samo.
— Nie przeczę. Lecz dla zupełnego spokoju chciałabym widzieć jeszcze, że zajmuje się zupełnie inną.
— A!... rozumiem cię teraz, — rzekł Ludwik z uśmiechem. — Lecz powiedz mi, droga Henryko...
— Co takiego?...
— Pomysł ten jest świetny, lecz mocno nieludzki.
— Dlaczego?...
— By usunąć obawy, raniące umysł zazdrośnika, kaleczysz mu serce. Nikną jego obawy, to prawda; lecz cierpi, a to mi się gorszem jeszcze wydaje.
— Zgadzam się; lecz nie śledzi przynajmniej, nie odgaduje rzeczywistego wroga i nie szkodzi miłości; wszystkie swoje siły skupia w stronę, gdzie one niczemu, ani nikomu nie zaszkodzą. Słowem, mój system, który, dziwie się mocno, iż usiłujesz zwalczyć, mnie się wydaje szkodliwym dla zazdrośnika, lecz dla kochanków korzystnym. W dodatku, pytam cię, Najjaśniejszy Panie, komuż to, prócz ciebie, przyszło kiedy do głowy użalać się nad zazdrosnymi?... Czyż oni nie są smutnymi potworami, trapiącymi się wiecznie, czy mają powód po temu czy nie?... usuń powód, a nie rozproszysz pomimo to ich strapienia. Choroba ta tkwi w wyobraźni, a wszelkie cierpienia tego rodzaju są nieuleczalne. To mi właśnie przypomina dro-
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.
— 23 —