tagnan wniósł to żądanie, król kładł się do łóżka, strudzony po tańcu.
— Chcesz mnie opuścić, panie d‘Artagnan?... — zapytał tonem zdziwienia.
— Najjaśniejszy Panie — odparł d‘Artagnan — opuszczam cię, bom ci na nic nie przydatny. A!... gdybym ci mógł służyć za równowagę kiedy tańcujesz, to co innego.
— Ależ, kochany panie d‘Artagnan, — odpowiedział król z powagą — równowagi w tańcu nie potrzeba.
— No, to przebacz, Najjaśniejszy Panie, ja o tem nie wiedziałem!...
— Czy widziałeś mnie tańczącego? — zapytał król.
— Widziałem, ale sądziłem, że czasem będą inne postępy... Omyliłem się; i to jedna przyczyna więcej, abym się oddalił. Powtarzam, Najjaśniejszy Panie, że nie jestem ci potrzebny, zresztą, gdybyś mnie potrzebował, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
— Dobrze, — rzekł król.
I udzielił żądanego pozwolenia.
Nie będziemy zatem szukali d‘Artagnana w Fontainebleau; znajdziemy go przy ulicy Lombardów, pod Złotym Tłuczkiem, u naszego zacnego przyjaciela Plancheta. Była ósma wieczorem, gorąco; w pokoju w antresolach jedno okno otwarte. D‘Artagnan leżał na ogromnem krześle z poręczami, mając wyciągnięte nogi na ławie.
O dwa kroki od niego, zupełnie w cieniu, leżąc na worku kukurydzy, brzuchem do ziemi, i oparłszy brodę na dłoni, patrzył Planchet na d‘Artagnana myślącego, dumającego, czy też śpiącego z otwartemi oczami. Jego obserwacja trwała już oddawna. Wreszcie Planchet zdobył się na odwagę i zapytał:
— A co, śpisz, panie d‘Artagnan?
— Nie, panie Planchet, nawet nie śpię, — odpowiedział muszkieter.
— Ten wyraz nawet, do rozpaczy mnie doprowadzi — rzekł Planchet.
— Czemuż ci się tak nie podoba wyraz: nawet?
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.
— 230 —