— Widocznie!... i jeżeli jeszcze bardziej pan schudniesz, wezmę rapir i temu panu d‘Herblay gardło poderżnę. Malaga!..
— Co?... — zawołał d‘Artagnan, podskakując na krześle — co mówisz, Planchet?... co porabia nazwisko pana d‘Herblay w twoim sklepie?...
— Dobrze, dobrze; gniewaj się pan, lub nie, złorzecz mi lub chwal, to mi wszystko jedno, ale ja wiem, co mówię.
D‘Artagnan, w czasie tej mowy Plancheta, tak usiadł, aby nie stracić żadnego jego spojrzenia i wpatrywał się w niego uparcie, oparłszy ręce na kolanach i wyciągnąwszy ku niemu szyję.
— Wytłumacz mi, dlaczego myślisz, że pan d‘Herblay sprowadza na mnie czarne myśli?
— Bo pana od trzech dni zmora dusi.
— Mnie?
— Tak, bo we śnie wciąż pan powtarzasz: Aramis, niegodziwy Aramis!...
— Ja to mówiłem?... — zawołał d‘Artagnan niespokojny.
— Słowo daję, mówiłeś pan.
— I cóż z tego?... Wszak znasz przysłowie, mój przyjacielu: sen mara...
— Nie ze wszystkiem; bo od trzech dni, gdy pan wychodzisz i powracasz, za każdym razem mnie pytasz:
„Czy nie widziałeś pana d‘Herblay?“ albo: „Czyś nie odebrał dla mnie listów od pana d‘Herblay?...“
— Zdaje mi się, nic w tem nadzwyczajnego, że ten drogi przyjaciel obchodzi mnie.
— Prawda, ale nie do tego stopnia, abyś pan chudł.
— Daję ci słowo honoru, że utyję.
— Dobrze, ufam panu i zawczasu się cieszę, bo wiem, że pan umie słowa dotrzymać.
— Nie będę już śnił o Aramisie.
— Wybornie.
— Nie będę cię pytał, czy niema listów od pana d‘Herblay.
— Doskonale.
— Ale mi wytłumaczysz jednę rzecz.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.
— 232 —