— Więc?...
— Skorzystasz z tego... przedstawię cię królowi.
— A!... do szatana, d‘Artagnan, tylko ty masz taki dowcip.
— Zamiast więc wyprawiać do naszego przyjaciela mniej lub więcej wiernych posłańców, sami zawieźmy mu list.
— A moje przyrzeczenie, dane panu Fouquet?...
— Jakie?...
— Że nie opuszczę Saint-Mande, nie uprzedziwszy go o tem.
— A!... mój Porthosie — odrzekł d‘Artagnan — jakiżeś ty młody!
— Jakto?...
— Wszak będziesz w Fontainebleau?...
— Tak.
— Zatem znajdziesz pana Fouquet?...
— A tak.
— Może nawet u króla.
— U króla?... — powtórzył uroczyście Porthos.
— Zbliżysz się więc do niego i powiesz: panie Fouquet, mam honor zawiadomić cię, że opuściłem Saint-Mande.
— A pan Fouquet, widząc mnie w Fontainebleau, u króla — podchwycił Porthos z tą samą powagą — nie poważy się powiedzieć, że kłamię.
— Nie masz już żadnego skrupułu?...
— Myślę, że nie.
— Zatem biorę cię z sobą.
— Doskonale, każę osiodłać konie.
— Czy masz tu konie?...
— Mam ich pięć.
— Sprowadziłeś z Pierrefonds?...
— Nie, pan Fouquet dał mi.
— Sądzę, że lepiej będzie, jeśli pojedziemy na moich!
— A to dlaczego?...
— Ponieważ później...
— Co później?...
— Ponieważ później, może lepiej będzie, abyś nie miał nic od pana Fouqeut.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.
— 248 —