— Nie rozumiem tego — odrzekł Porthos.
— To polityka, a nawet subtelna.
Porthos schylił głowę, na wyraz: „polityka“; ale po chwili dumania, dodał:
— Wyznam ci d‘Artagnanie, że nie jestem tchórzem.
— Wiem o tem doskonale.
Tu Porthos głos zniżył:
— A jednak jest coś, czego boję się...
— Ty? Czegóż to?... — zapytał d‘Artagnan, stosując swój głos do Porthosa.
— Wyznam ci — powtórzył Porthos — że strasznie się lękam polityki.
— A!... — zawołał d‘Artagnan.
— O tak — podchwycił Porthos stentorowym głosem. — Widziałem Jego wysokość kardynała Richelieu, Jego wysokość kardynała Mazariniego i wiem, że pierwszy z nich miał politykę czerwoną, a drugi czarną. Jak z jednej, tak z drugiej nie byłem zadowolony; pierwsza odcięła głowę panu de Marsillac, panu de Thou, panu de Cinq-Mars, panu de Chalais, panu de Bouteville i panu de Montmorency; druga rozszarpała wielu członków frondy.
— Kochany Porthosie!...
— I dlatego boję się tak polityki, że gdybym wiedział, iż cokolwiek jest jej w tem, natychmiastbym do Pierefonds powrócił.
— I miałbyś słuszność, gdyby tak było; ale ze mną, kochany Porthosie, nigdy niema nic politycznego. Pracowałeś nad ufortyfikowaniem Belle-Isle, król chciał wiedzieć nazwisko inżyniera, kierującego pracami; ty jesteś skromny jak każdy człowiek zasłużony, a widać Aramis chciał cię schować pod korzec. Ja biorę cię, i oświadczam, że cię przedstawię królowi i zyskam dla ciebie nagrodę, oto cała polityka.
— I moja taka — odrzekł Porthos, podając d‘Artagnanowi rękę.
Po chwili obaj wyjechali z Saint-Mande.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.
— 249 —