— Trüchen — mówił Planchet — przybyła z Flandrji ze swoją cnotą i dwoma tysiącami złotych, uciekłszy od nieznośnego męża, który ją bił. Ja, jako pochodzący z Pikardji, zawsze lubiłem Artezjanki. Z Artois do Flandrji to zaledwie jeden krok; ona przyszła szukać pomocy u mego poprzednika przy ulicy Lombardów; umieściła u mnie dwa tysiące, któremi ja obracałem, tak, że dzisiaj wynoszą dziesięć.
— Brawo!... Planchet.
— Jest wolna, bogata ma krowę, rozkazuje służącej i ojcu Celestynowi; szyje dla mnie koszule, robi pończochy na zimę i widuje mnie co dwa tygodnie. Sądzę, że jest zupełnie szczęśliwa.
— W rzeczy samej, jestem bardzo szczęśliwa — zapewniła Trüchen.
Trüchen dodała dwa nakrycia i napełniła stół wybornemi potrawami, które a wieczerzy zwyczajnej czynią biesiadę, a z biesiady ucztę, świeże masło, mięso marynowane, ryby, zwierzyna, wszelkie przysmaki wiejskie. Nadto Planchet powrócił z piwnicy obładowany dziesięcioma butelkami, których szkła nie było widać z pod grubej warstwy pyłu. Ten widok rozweselił serce Porthosa.
— Jeść mi się chce — rzekł.
I usiadł przy Trüchen z morderczem spojrzeniem.
D‘Artagnan usiadł po drugiej stronie.
Planchet wesoło usiadł wprost nich.
— Nie dziwcie się, panowie — rzekł — że w czasie wieczerzy Trüchen będzie często wstawać od stołu, musi ona pamiętać o waszych sypialnych pokojach.
Istotnie, gospodyni zajęła się urządzeniem sypialni na pierwszem piętrze. Tymczasem trzej mężczyźni jedli pili, a Porthos najwięcej. Z dziesięciu butelek wina, pozostało dziesięć trupów, kiedy Trüchen przybyła z serem. D‘Artagnan poradził, aby odbyć nowy pochód do piwnicy, a że Planchet nie mógł iść pewnym krokiem, ofiarował się towarzyszyć mu. Wyszli zatem nucąc pieśni, którychby się djabli przelękli. Trüchen została
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.
— 257 —