Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.
—   26   —

słyszeć, słów tych podsłuchać nie był w możności. Potem głośno przemówił:
— Wybierz więc sama tę, co ma wyleczyć zazdrośników naszych. Ku tej zwrócę całą uwagę, cały czas odkradziony moim ważnym sprawom; dla niej, Henryko, kwiat, zerwany dla ciebie, myśli o pieszczotach, które we mnie obudzać bodziesz, dla niej spojrzenia, których nie będę śmiał tobie posyłać, a które winny budzić z odrętwienia. Lecz wybiera ją bacznie, abym wypadkiem, gdy jej ofiaruje różę własnoręcznie zerwaną, nie uczuł się pokonanym przez ciebie, i aby oczy moje, ręka i usta zwróciły się nagle ku tobie, bodajby świat cały odgadnąć miał tajemnicę moję.
Słysząc słowa te, księżna czerwieniła się, dyszała, szczęśliwa, dumna, upojona ich brzmieniem; nie miała na nie odpowiedzi; duma jej i pragnienie hołdów były zupełnie zadowolone.
— Wybiorę — rzekła, podnosząc na niego cudne oczy — lecz nie to, o co mnie prosisz, gdyż o te kadzidła, które masz spalić na ołtarzu innego bóstwa, Najjaśniejszy Panie, jestem także zazdrosna; chcę, aby zwróciły się do mnie, i nie dozwolę, aby jeden ich atom nawet ulotnił się w drodze. Zatem wybiorę, za zgodą twoją, Najjaśniejszy Panie, to, co mi się wyda najmniej zajmującem dla ciebie, i zostawi obraz mój niezatarty w duszy twojej.
— Na szczęście — rzekł król — masz dobre serce, inaczej lękałbym się groźby, którą mi czynisz; przedsięwzięliśmy wiec ostrożności, tak, że w twojem jak i w mojem otoczeniu trudno będzie spotkać zachmurzone oblicze.
Podczas, gdy król to mówił, księżna powstała, powiodła oczami po całym trawniku i, zbadawszy w milczeniu wszystko, przywołała do siebie króla.
— Patrz, Najjaśniejszy Panie — rzekła — widzisz; tam na pochyłości wzgórka, w pobliżu tych buldenezów, tę piękną dziewczynę, idącą samotnie, z głową spuszczoną, zwieszonemi rękoma, wpatrzoną w kwiaty, zmięte jej stopami, jak wszyscy ci, co nie panują nad myślą swoją.
— Panna de la Valliere?... — zapytał król.