Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.
—   264   —

— Nie, mój przyjacielu, dziś wieczorem uwolnię cię od dwóch za natrętnych gości.
— A, panie d‘Artagnan, jak możesz mówić...
— Nie, mój przyjacielu, twoje serce najlepsze, ale domek za szczupły. Serce twoje może ugościć króla i sprawić mu przyjemność.... domek zaś... Ty nie urodziłeś się wielkim panem.
— I pan Porthos także — pomruknął Planchet.
— Ale nim został, mój dorgi. Jest on panem stu tysięcy liwrów rocznego dochodu od lat dwudziestu, a nadto od pięćdziesięciu lat posiada dwie pięści, którym równych w całej Francji niema. Mój drogi, Porthos jest wielkim panem przy tobie i więcej nic ci nie powiem. Wiem, że jesteś domyślny.
— Ale nie, nie panie, mów jaśniej.
— Spojrzyj na twój sad, na twoję śpiżarnię, prawie pusta, na połamane łóżko, na wypróżnioną piwnicę, a nawet na panią Trüchen.
— A!.. mój Boże — rzekł Planchet.
— Pani Trüchen jest wyborną osobą, ale zachowaj ją dla siebie, rozumiesz?...
I poklepał go po ramieniu.
W tej chwili kupiec korzenny spostrzegł, jak Porthos i Trüchen oddalają się od altanki. Trüchen z całym wdziękiem flamandzkim, przypinała Porthosowi kolczyki z podwójnych wisien, a Porthos miłośnie się uśmiechał, jak Samson do Dalili. Planchet uścisnął rękę d‘Artagnana i pobiegł ku altance. Chcąc zaś w jakikolwiek sposób przerwać rozmowę Porthosa z Trüchen, zaproponował baronowi du Vallon, aby skosztował wódki gwoździkowej, którą sam przyrządził i chwalił, że jest wyborna. Na to baron zgodził się chętnie. Tak więc przez cały dzień musiał Planchet zajmować swojego nieprzyjaciela, poświęciwszy swój bufet miłości własnej. D‘Artagnan powrócił po godzinie drugiej.
— Wszystko przygotowane — rzekł — widziałem Jego Królewską Mość w chwili, kiedy wyjeżdżał na polowanie, wieczorem czeka nas.
— Król czeka na mnie!... — zawołał Porthos, prostując się.