Montalais miała słuszność. Pan de Guiche, wzywany wszędzie, narażony był na zaniedbanie wielu rzeczy. Księżna, pomimo obrażanej dumy, pomimo wewnętrznego gniewu, nic nie mogła zarzucić Montalais, że tak śmiało przestąpiła rozkaz, zabraniający jej wchodzić.
Guiche stracił także głowę, albo, powiedzmy raczej, Guiche, przed przybyciem Montalais, już był nieprzytomny.
I zaledwie usłyszał głos Montalais, w jednej chwili bez pożegnania księżny, jak tego sama grzeczność wymagała, uciekł z pałajacem sercem i głowa nieprzytomną, zostawiając księżnę ze wzniesioną ręką na znak pożegnania. Montalais zastała więc kochanków w wielkiem pomieszaniu, bo zmieszany był ten, który uciekał, jak i ta, która została.
Dlatego młoda dziewica mówiła do siebie, rzucając wokoło badawcze spojrzenia:
— Sądzę, że tym razem wiem tyle, ile najciekawsza kobieta pragnie wiedzieć.
Księżna tak była zmieszana tem badawczem spojrzeniem, jakby słyszała to, co Montalais do siebie mówiła: nie rzekłszy więc ani słowa, ze spuszczonemi oczyma weszła do sypialnego pokoju.
Montalais, widząc to, wytężyła słuch i usłyszała, jak księżna zasuwa rygle u drzwi.
Od tej chwili zrozumiała, że na całą noc jest wolną i, spoj-