— I cóż?
— Zdaje mi się, żeś się nie w swoją rzecz wdała.
— Czy chcesz mi pomagać?
— Zapewne, że chcę. Jednakże...
— Jednakże...
— Sądzę, że póki czas, lepiejby było dać temu pokój.
— A ja przeciwnie sadzę, że najlepiej stanąć odrazu na czele tych wszystkich intryg.
— Ty im nie podołasz.
— Z tobą dziesięć będę prowadziła. To mój żywioł, przekonasz się. Powiem ci: Aurora de Montalais powołaną jest, aby za miesiąc była pierwszą dyplomatką na dworze francuskim.
— Dobrze, ale pod warunkiem, że ja będę drugim.
— Zgoda, zawieramy więc przymierze zaczepno-odporne.
— Tylko strzeż się listów.
— Będę ci je oddawała, ile razy się do nich dobiorę.
— A cóż powiemy królowi o księżnie?
— Że księżna zawsze kocha króla.
— A cóż powiemy księżnie o królu?
— Że byłoby błędem nie zachować z nim dobrych stosunków.
— A cóż powiemy La Valliere o księżnie?
— Co nam się podoba, La Valliere jest naszą.
— Naszą?
— Podwójnie.
— Jakto?
— Najprzód przez wicehrabiego de Bragelonne.
— Wytłumacz mi to.
— Sądzę, że pamiętasz, ile listów Bragelonne pisywał do panny La Valliere?
— Pamiętam.
— Te listy ja odbierałam i chowałam.
— Zatem je masz?
— Mam.
— Gdzie? czy tutaj?
— O! nie, mam je w Blois w małym pokoiku, który znasz.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.
— 287 —