— Mały, luby pokoik, pokoik miłosny, przedsionek pałacu, w którym kiedyś będziemy mieszkali. A! przebacz, mówisz, że te listy masz w, pokoiku.
— Tak.
— Czyś ich nie chowała czasem do kuferka?
— Bez wątpienia; do tego samego kuferka, do którego chowałam listy od ciebie, gdzie składałam moje, kiedy interesa albo zabawy nie pozwalały ci widzieć s!ę ze mną.
— To bardzo dobrze — rzekł Malicorne.
— Skąd to zadowolenie?
— Bo widzę, że po listy nie będę potrzebował jechać do Blois. Ja mam je tutaj.
— Czyś przywiózł ten kuferek?
— Był dla mnie drogim, jako twój.
— Miej przynajmniej o nim staranie, bo w nim są oryginały, które z czasem wielkiej nabiorą ceny.
— Wiem o tem i dlatego serdecznie się cieszę.
— Teraz jeszcze jedno i ostatnie słowo.
— Dlaczego ostatnie?
— Czy potrzebujemy pomocników?
— Żadnych.
— Lokajów, pokojówek?
— A! to wszystko obrzydłe. Ty będziesz dawał listy, ty je będziesz odbierał. O! tylko bez żadnej dumy, bo Malicorne i panna Aurora, gdyby nie działali sami, musieliby patrzeć tylko, jak inni działają.
— Masz słuszność, co dzieje się u pana de Guiche?
— Nic, otwiera okno.
— Skryjmy się.
I znikli oboje, spisek był już ułożony.
Okno, które otworzono, było rzeczywiście oknem pokoju hrabiego. Tym razem jednakże hrabia otworzył okno, nie dlatego, aby przez firanki ujrzał cień księżny, zajęcie jego nie miało w sobie nic miłosnego. Jakeśmy powiedzieli, przybył do niego kurjer. Kurjer ten był przysłany od Bragelonna. Bragelonne pisał do hrabiego de Guiche.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/288
Ta strona została uwierzytelniona.
— 288 —