Ten odczytywał kilkakroć list, który snać silne na nim uczynił wrażenie.
— To szczególne!... — mówił. — Jakiemi potężnemi środkami i po jakich drogach przeznaczenie wiedzie ludzi do celu?
I, odchodząc od okna, aby się zbliżyć do światła, odczytał po raz trzeci list, którego wyrazy paliły zarazem jego umysł i oczy.
„Zastałem w Calais pana de Wardes, ciężko ranionego w pojedynku księciem de Buckingham. Pan de Wardes, jak wiesz, jest waleczny, lecz zarazem mściwy i złośliwy. Rozmawiał ze mną o tobie i, o ile zapewnia, czuje dla ciebie wiele życzliwości; następnie o księżnie, która uważa za piękną i godną kochania. Odgadł twoją miłość dla osoby, o której wiesz. Mówił mi również o osobie, którą kocham i wyraził mi najżywsze współczucie, mówił jednak to wszystko tak niezrozumiale, iż przypisać to musiałem chyba zwykłej jego tajemniczości.
„Oto jak się rzecz ma:
„Miał on otrzymać wiadomości z dworu, pojmujesz, od kawalera lotaryńskiego.
Mówią — brzmią te wiadomości — że nastąpiła zmiana w miłości króla.
Wiesz, kogo to dotyczy.
Następnie wiadomości opiewają o pewnej damie honorowej, która jest przedmiotem złośliwych potwarzy.
„Te zagadkowe wyrażenia nie pozwoliły mi zasnąć. Żałuję od wczoraj, że mój charakter prawy, ale i słaby, pozbawił mnie dalszych objaśnień. Krótko mówiąc, pan de Wardes wyjeżdżał do Paryża; nie chciałem opóźnić więc jego odjazdu objaśnieniami, a nadto wydawało mi się natrętnem zarzucać ranionego człowieka pytaniami. Chociaż jedzie powoli, ale chce być obecnym, jak mówił, na ciekawem widowisku, jakie dwór