Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.
—   296   —

niegdyś panu de Buckingham, podług domniemywań i pogłosek, wyprawiła pięknego księcia tylko przez wzgląd na ciebie.
— O!... to mnie wcale nie obrazi, kochany panie de Wardes — odpowiedział Guiche z uśmiechem, pomimo dreszczu, jaki przebiegał po całem jego ciele. — Do djabła!.. taka łaska byłaby zbyt wielkiem szczęściem.
— Zgoda, ale gdybym koniecznie szukał sprzeczki z panem, chciałbym, ażebyś mi zaprzeczył; mówiłbym ci o pewnym lesie, gdzie spotkałem cię z piękną księżną, o padaniu na kolana, o całowaniu po rękach... a pan, co jesteś żywy i drażliwy...
— Nie, nie, przysięgam panu — odrzekł Guiche, przerywając z uśmiechem na ustach, chociaż zdawało się, że skona — nie, przysięgam panu, że wszystko to nie skłoniłoby mnie do wyzwania. Hrabio, w rzeczach, mnie dotyczących, jestem zimniejszy od lodu. O!.. ale wcale inna rzecz gdy idzie o nieobecnego przyjaciela, o przyjaciela, który odjeżdżając, powierzył swoje sprawy, o!... ja, za przyjaciela jestem cały w płomieniach.
— Pojmuję cię, panie de Guiche; ale napróżno mówisz, między nami niema mowy w tej chwili ani o Bragelonnie, ani o nic nieznaczącej dziewicy, którą nazywają La Valliere.
W tej chwili kilku młodych ludzi przeszło przez salon i, słysząc dopiero co wymówione wyrazy, zatrzymało się, aby usłyszeć resztę.
De Wardes spostrzegł to i mówił głośno:
— O!... gdyby La Valliere była zdolną, jak księżna, której zaloty niewinne, jak sądzę, wyprawiłaby pana de Buckingham do Anglji, a następnie i ciebie wygnałaby; albowiem dałeś się zwieść przecie tym zalotom, nieprawdaż, panowie?
Panowie ci zbliżyli się, naprzód Saint-Agnan, za nim Manicamp.
— Cóż chcesz, mój drogi panie, — odpowiedział Guiche z uśmiechem — wszak wszyscy wiedzą, że jestem trochę zarozumiały. Wziąłem żart za prawdę i ukarano mnie wygnaniem. Ale kiedy poznałem mój błąd, złożyłem moją próżność u stóp tego, któremu się to należy, zostałem przywołany znowu