Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/297

Ta strona została uwierzytelniona.
—   297   —

i dałem zadośćuczynienie, przyrzekając się wyleczyć z choroby, a muszę być wyleczony już, skoro się teraz śmieję z wieści, których pan stałeś się tłumaczem, chociaż wiedziałeś, jak ja i wszyscy ci panowie, że wieści te są potwarzą.
— Potwarzą!... zawołał Wardes wściekły, że się dał wciągnąć w pułapkę zimnej krwi hrabiego de Guiche.
— Tak, potwarzą. Oto list, w którym Raul mówi, że źle wyrażałeś się o pannie La Valliere i zapytuje mnie w nim, czy to, co mówiłeś, jest prawdą? Czy chcesz, panie de Wardes, abym tych panów wezwał na sędziów?
I z najzimniejszą krwią odczytał Guiche ustęp listu, dotyczący La Valliere.
— A teraz — dodał — dowiedzione jest, że chciałeś pan zakłócić spokój drogiego mi Bragelonna i że twoje koncepty były złośliwe.
De Wardes spojrzał wkoło siebie, aby się przekonać, czy może liczyć na czyją pomoc; lecz, na samą myśl, że de Wardes wyrządził obrazę, bądź pośrednio, bądź bezpośrednio tej, która była bożyszczem danej chwili, każdy kiwnął głową i de Wardes widział, że wszyscy są przeciw niemu.
— Panowie — wyrzekł de Guiche, odgadując instynktownie ogólny nastrój — sprzeczka nasza z panem de Wardes ma przedmiot tak delikatny, że wiele zależy, aby nikt nie słyszał więcej nad to, co powiedziano. Pilnujcie zatem drzwi, proszę was, i pozwólcie, abyśmy sami skończyli rozmowę, jak przystoi na dwóch rycerzy.
— Panowie!... panowie!... — zawołali obecni.
— Jeżeli niesłusznie broniłem panny de La Valliere? — zapytał Guiche — w takim razie winię sam siebie i odwołuję obrażające wyrazy, które mogłem powiedzieć panu de Wardes.
— Do szatana!... — zawołał Saint-Agnan — panna de La Valliere jest aniołem.
— Sama cnota, sama czystość — zawołał Manicamp.
— A! Widzisz, panie de Wardes — podchwycił de Guiche — że nie ja sam tylko staję w obronią biednej dziewczyny; pa-