— Hrabio — zawołał de Wardes — obwiniają mnie, że chciałem cię zamordować; zaklinam cię, powiedz, żem walczył szlachetnie.
— Prawda — odpowiedział raniony — pan de Wardes walczył szlachetnie i kto utrzymuje inaczej, jest moim nieprzyjacielem.
— A... panie — wyrzekł Manicamp — pomóż mi najprzód przenieść tego biednego młodzieńca, a potem dam ci zadośćuczynienie, jakiego tylko zechcesz; albo, jeżeli ci pilno, zawiążmy rany hrabiego naszemi chustkami i ponieważ mamy dwa pistolety nabite, strzelajmy się.
— Dziękuje — odpowiedział de Wardes — w ciągu jednej godziny widziałem już śmierć zbliska; to okropne, wolę już przyjąć pańskie usprawiedliwienie.
Manicamp zaczął się śmiać i Guiche, pomimo cierpień, nie mógł też powstrzymać się od śmiechu. Dwaj młodzieńcy chcieli go nieść, lecz oświadczył, że dosyć ma sił i sam pójdzie.
Manicamp podał mu rękę, de Wardes wziął go pod drugą, i tak zaprowadzili do Fontainebleau, do doktora, tego samego, który był przy śmierci franciszkanina, poprzednika Aramisa.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/307
Ta strona została uwierzytelniona.
— 307 —