Król usiadł do stołu, a za nim niewielka liczba zaproszonych osób zajęła miejsca po lewej i prawej stronie, stosownie do wskazówek, danych przez mistrza ceremonji, który przestrzegał porządku przy śniadaniu do stołu.
Król jadł przy oddzielnym stole, który stał wyżej, niż stoły sąsiednie, jakby na wzniesienia i był większy od innych. Król, młody i silny, lubiący łowy i wszystkie ćwiczenia, wymagające siły, miał w sobie tę gorącość krwi, która wrodzona jest Burbonom, która mianowicie prędko trawi i daje dobry apetyt.
Jadł prędko i dosyć chciwie.
Porthos, który z początku, przez uszanowanie, czekał, aż go trąci d‘Artagnan, widząc, jak się popisuje król, zwrócił się do muszkietera i rzekł półgłosem:
— Zdaje się, że mogę zacząć, patrzaj, jak Jego Królewska Mość zachęca mnie.
— Król je — rzekł d‘Artagnan — ale jednocześnie rozmawia, miej się więc na baczności, abyś, gdy do ciebie przemówi, nie miał pełnej gęby.
— Ale jak mi się gęba zapcha?... — zauważył Porthos.
— No — odpowiedział kapitan muszkieterów — to połknij zręcznie, kiedy król przemówi do ciebie.
— Prawda, to nic trudnego.
I od tej chwili, Porthos zaciął jeść z ugrzecznioną żarłocz-