Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.
—   310   —

i skowronkami, które zamawia w Pithiviers; co prawda, nie wiem, jakim sposobem oddziela kości baranka, jakby u drobiu ale i wszystko mięso zaszywa w skórę. Kiedy się kraje na zrazy ten ogromny salceson, wychodzi z niego sok różowy, który przyjemny jest dla oka, a wyborny dla podniebienia.
I Porthos mlasnął językiem. Król zwrócił na niego zdumione oczy i, biorąc podawanego sobie bażanta, rzekł:
— Panie du Vallon, oto potrawa, którą przekładam nad inne. Jakto! więc całego barana?...
— Całego; tak, Najjaśniejszy Panie.
— Podać te bażanty panu du Vallon; widzę że to smakosz.
Rozkaz wykonano w jednej chwili.
Wtedy król, wracając do barana, znowu zapytał:
— I to nie jest za tłuste?
— Nie, Najjaśniejszy Panie; tłustość jednocześnie a sosem wypływa i unosi się z wierzchu; wtedy mój koniuszy, umyślnie na ten cel zrobioną srebrną łyżką, zbiera tłustość.
— A gdzie mieszkasz?... — zapytał król.
— W Pierrefonds, Najjaśniejszy Panie.
— W Pierrefonds: gdzie to, panie du Vallon, czy blisko Belle-Isle?
— O! nie, Najjaśniejszy Panie, Pierrefonds jest w Soissonais.
— Sądziłem, że mi mówiłeś o tych baranach, z przyczyny łąk słonych.
— Nie, Najjaśniejszy Panie, ja nie mam łąk słonych, a mimo to są wyborne.
Król zabrał się do legumin, nie spuszczając z oczu Porthosa, który jadł wybornie.
— Dobry masz apetyt, panie du Vallon — rzekł — wybornym jesteś biesiadnikiem.
— Na honor, Najjaśniejszy Panie — odpowiedział Porthos — gdybyś kiedy przybył do Pierrefonds, zjedlibyśmy sobie we dwóch barana; bo, jak widzę, i Waszej Królewskiej Mości nie zbywa na apetycie.