Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/311

Ta strona została uwierzytelniona.
—   311   —

D‘Artagnan nogą trącił Porthosa pod stołem.
Porthos zarumieił się.
— W szczęśliwym wieku Waszej Królewskiej Mości — mówił dalej Porthos, chcąc się poprawić — służyłem w muszkieterach i nic mnie nie mogło nasycić. Wasza Królewska Mość ma dobry apetyt, jak miałem honor powiedzieć, ale potrawy wybiera delikatne i nie można go nazwać żarłokiem.
Król wydawał się uradowany komplementem swojego współzawodnika.
— Czy skosztujesz tych kremów?... — zapytał Porthosa.
— Najjaśniejszy Panie, tak łaskawie ze mną się obchodzisz, że muszę ci wyznać całą prawdę.
— Mów zatem, panie du Vallon, mów.
— Co do cukierniczych wyrobów, Najjaśniejszy Panie, znam się tylko na ciastach, byle nie były lekkie; wszystkie te pianki rozdymają żołądek i zajmują w nim miejsce, które co innego użyteczniej zająćby mogło.
— A! panowie — zawołał król, wskazując Porthosa — oto prawdziwy wzór gastronoma. Tak jedli nasi ojcowie, którzy dobrze umieli jeść — dodał Jego Królewska Mość — a my tymczasem jesteśmy tylko łakotnisiami.
To mówiąc, wziął talerz majonezu z drobiu i szynki.
Porthos zaś napoczął pasztetu z kuropatw.
Podczaszy napełnił szklankę Jego Królewskiej Mości.
— Daj mojego wina panu du Vallon — rzekł król.
Był to jeden z wielkich zaszczytów przy stole królewskim. D‘Artagnan ścisnął kolano przyjaciela.
— Jeżeli zdołasz połknąć te pół łba dzika — rzekł do Porthosa — zapewniam cię, że zostaniesz za rok księciem i panem.
— Zaraz — powolnie odpowiedział Porthos — spróbuję.
Kolej puhara niebawem nadeszła, albowiem król uważał sobie za przyjemność podniecać zacnego biesiadnika, i wszystko, cokolwiek podawano Porthosowi, sam wprzódy kosztował. Porthos zamiast zjeść pół łba, jak radził mu d‘Artagnan, zjadł cały