Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/312

Ta strona została uwierzytelniona.
—   312   —

— To niepodobna — zauważył król półgłosem — aby szlachcic, który codziennie jada z tak dobrym apetytem, nie był najuczciwszym człowiekiem w mojem państwie.
— Czy słyszysz?... — rzekł d‘Artagnan do ucha swojemu przyjacielowi.
— Tak, sądzę, że mam nieco łaski u Jego Królewskiej Mości — odpowiedział Porthos, kołysząc się na krześle.
— O! płyniesz z pomyślnym wiatrem. Tak, tak.
Król i Porthos znowu zaczęli jeść ku wielkiemu zadowoleniu gości, z których niektórzy, przez chęć naśladowania, próbowali się z nimi, ale niebawem ustali w drodze. Król zarumienił się, uderzenie krwi do twarzy wskazywało nasycenie.
Nareszcie ukazały się wety. Król nie myślał już o Porthosie; oczy zwracał ku drzwiom wchodowym i słychać było, jak pytał, dlaczego pan de Saint-Agnan opóźnia swoje przyjście. Nakoniec, w chwili, kiedy Jego Królewska Mość dojadał konfitur ze śliwek, ukazał się pan de Saint-Agnan. Oczy królewskie, przyćmione na chwilę, nagle zajaśniały. Hrabia skierował się ku stołowi królewskiemu, a gdy się zbliżył, Ludwik XIV-ty podniósł się. Wszyscy powstali, nawet Porthos, który zajadał placek z migdałów i orzechów tak twardy, iż jego ciasta można było użyć do spojenia szczęk krokodyla. Wieczerza się skończyła.

KONIEC TOMU TRZECIEGO.