Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
—   36   —

Tym razem — Jej Królewska wysokość zwróciła omdlewające oczy ku hrabiemu.
— A!... to pan de Guiche, witam.
I odwróciła się znowu. Hrabiemu już brakło cierpliwości.
— Wasza Książęca Wysokość cudownie tańczyła — rzekł.
— Czy tak?... — zapytała od niechcenia księżna.
— Tak, rola to nadzwyczaj stosowna dla Waszej Wysokości.
Księżna zwróciła się nagle i, spoglądając na hrabiego wypogodzonemi oczyma, zapytała:
— Wytłumacz się pan.
— Wasza wysokość przedstawiałaś boginię piękną, lekką, swobodną — odpowiedział hrabia.
— Mówisz pan o roli Pomony?...
— Mówię o bogini, którą Wasza Książęca Wysokość przedstawiasz.
Księżna przez chwilę pozostała ze zwartemi ustami.
— Ale ty, panie hrabio — rzekła nakoniec — nieszczególnym jesteś tancerzem.
— O!... ja pani, jestem z tych, na których się nie zwraca uwagi, albo się o nich zapomina.
Wymawiając te słowa z ciężkiem westchnieniem, ukłonił się i z mocno bijącem sercem, z głową rozpaloną i okiem niepewnem, oddalił się za krzaki płócienne.
Księżna za całą odpowiedź lekko wzruszyła ramionami.
Nadeszły panny Tonnay-Charente i Montalais.
Obie na dany znak spiesznie się zbliżyły.
— Czyście panny słyszały?... — zapytała księżna.
— Co, Wasza Książęca Wysokość?...
— To, co hrabia de Guiche powiedział?...
— Nie.
— Prawdę mówiąc, rzecz godna uwagi — ciągnęła dalej księżna z wyrazem ubolewania — jak dalece wygnanie zmieniło umysł hrabiego.
I głośniej znowu, aby nieszczęśliwy nie stracił ani jednego wyrazu, dodała:
— Najprzód źle tańczył, potem prawił same niedorzeczności.