Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
—   37   —

I wzniosła głowę, nucąc arję, podług której miała tańczyć. Guiche wszystko słyszał, pocisk trafił w serce i rozdarł je. Wtedy, narażając porządek uroczystości, uciekł, drąc na sobie piękny strój Vertumna i siejąc po drodze liście winne, morwowe, migdałowe i inne oznaki tego bożyszcza. W kwadrans potem wrócił do teatru. Ale łatwo było odgadnąć, że wysilał się na poskromienie namiętności, która go wiodła do tej, co go tak śmiertelnie zraniła. Księżna kończyła taniec. Ujrzała go, ale nie patrzyła na niego, on zaś, gniewny i wściekły odwrócił się tyłem, kiedy przechodziła koło niego w orszaku nimf i stu pochlebców.
W tym czasie, na drugim końcu teatru, przy stawie, siedziała dziewica, mając oczy w teatr wlepione. Tu z okna loży lśniły potoki światła. Było to okno łoży królewskiej. Guiche opuścił teatr, goniąc za spokojem, którego potrzebował; przeszedł właśnie około tej dziewicy i powitał ją. Ona zaś, spostrzegłszy młodzieńca, powstała, jakby pochwycona wśród tajemnych myśli, które usiłowała ukryć. Guiche poznał ją i zatrzymał się.
— Dobry wieczór — rzekł z żywością.
— Dobry wieczór, hrabio.
— A!... panna de La Valliere!... — rzekł Guiche — jakże jestem szczęśliwy, że panią spotykam.
Panna de La Valliere skłoniła się, chcąc się oddalić.
— O!... nie, nie, nie opuszczaj mnie, pani — rzekł Guiche, rękę wyciągając ku niej — pozostań, pozostań, proszę. Pani unikasz tłumu i lubisz samotność. O!... rozumiem to!... Wszystkie kobiety z sercem to czynią. Takie kobiety nigdy się nie nudzą. O!... pani, pani. Czy pani, panno de La Valliere, kochasz kogo?...
— Ja?...
— O!... przebacz, nie zastanowiłem się nad tem, co powiedziałem, przebacz mi, przebacz!... Księżna ma słuszność, to przeklęte wygnanie w głowie mi przewróciło.
— Ale król, jak mi się zdaje, dobrze cię przyjął, panie hrabio.