mnie znieważać, gdy się poniżę. Ja tak pragnę kochać. A może mi powiecie, że kochanek mną wzgardzi; nie wierzę temu, chyba byłby najpodlejszym z ludzi, a moje serce jest rękojmią, że nie wybiorę takiego. Moje spojrzenie nagrodzi mu jego ofiary i natchnie cnotami, gdyby ich nie miał.
— Ależ, Ludwiko — zawołał Montalais — uczysz nas, a sama tak nie czynisz.
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Jesteś kochana przez wicehrabiego de Bragelonne, kochaną na kolanach prawie. Biedak jest większą ofiarą twej cnoty, niż byłby mojej zalotności lub dumy panny Atheny.
— Jest to inna odmiana zalotności — odezwała się Athena — i panienka bawi się nią, nawet nie wiedząc o tem.
— Tak, to się nazywa instynktem, doskonałą czułością, wyszukanym wyborem uczuć, wieczną wskazówką namiętnych popędów, które nie znają końca. O! to bardzo zręczne i skuteczne.
Obie dziewice śmiać się zaczęły. Tylko La Valliere milczała i kiwała głową. Po chwili rzekła:
— Gdybyście mówiły coś podobnego przy mężczyznach, albo gdybym wiedziała, że szczerze to mówicie, umarłabym na tem samem miejscu z boleści i wstydu.
— A więc! umrzyj — odpowiedziała panna de Tonnay-Charente — bo, jeżeli niema tu mężczyzn, są przynajmniej dwie kobiety, twoje przyjaciółki, które oświadczają, że jesteś wytrawną i wyrachowaną zalotnicą, a przy tem naiwną, zatem najniebezpieczniejszą ze wszystkich zalotnic na świecie.
— O! moje drogie, wy mi zanadto dokuczacie — odrzekła La Valliere, rumieniąc się i bliska już płaczu.
Towarzyszki jej na nowo śmiać się zaczęły.
— A więc dobrze, zapytam pana de Bragelonne.
— Pana de Bragelonne?
— A tak; tego młodzieńca odważnego, jak Cezar, dowcipnego i rozumnego jak Fouquet, tego młodzieńca, który zna cię od lat dwunastu, a który jednakże, o ile sądzić można, koniuszków twoich palców nie ucałował.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.
— 47 —