W drodze napotkał Ludwik hrabiego de Saint-Agnan.
— A co, Saint-Agnan — zapytał z udaną czułością — jakże się miewa chora?...
— Najjaśniejszy Panie — wyjąkał Saint-Agnan — przyznaję ze wstydem, że nie wiem.
— Jakto... nie wiesz?... — zawołał król, udając, że go obraża zapomnienie o przedmiocie jego czułości.
— Najjaśniejszy Panie, przebacz mi, ale przyznam się, że spotkałem jednę z trzech rozmawiających i to mnie zajęło.
— Znalazłeś je?... — zapytał król z żywością.
— Tę, która tak korzystnie o mnie mówić raczyła. Znalazłszy moję damę, chciałem odszukać twoją, Najjaśniejszy Panie, gdy oto mam szczęście spotkać Waszą Królewską Mość.
— To wszystko dobrze, ale najprzód, cóż La Valliere? — rzekł król, wierny swojej roli.
— O!... jakże piękna, interesująca — odrzekł Saint-Agnan — zaś zemdlenie jej było zbyteczne, bo Wasza Królewska Mość wprzód już się nią zajmowałeś.
— A imię twojej pięknością Saint-Agnan, czy jest tajemnicą?...
— Najjaśniejszy Panie, powinnoby być tajemnicą, a nawet wielką; lecz Wasza Królewska Mość wiesz, że dla niego niema tajemnic.
— Zatem jej imię?...