Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
—   64   —

— A wszyscy od kogo?...
— Od samej La Valliere, która wyznała tę miłość pannom Montalais i Tonnay-Charente swoim towarzyszkom.
Księżna zadrżała i, w zapomnieniu, wypuściła rękę męża.
— I król wiedział o tem?..
— Otóż tu właśnie rozpoczyna się romantyczna strona owego zdarzenia. Król, ukryty z Saint-Agnanem poza dębem, wysłuchał całej rozmowy trzech sylfid, nie straciwszy z niej ani słowa.
Na księżnie opowiadanie to bolesne uczyniło wrażenie.
— Ależ ja widziałam się z królem wkrótce potem — wyrzekła nieostrożnie — i nic mi o tem zdarzeniu nie mówił.
— Spodziewam się — wyrzekł książę z naiwnością triumfującego małżonka — przecież sam surowo nakazał, aby nikomu o tem nie mówiono.
Księżna zwiesiła smutnie głowę. Straciła wewnętrzny spokój i postanowiła natychmiast rozmówić się z królem. Król zwykle dowiaduje się ostatni, co o nim mówią. To też, nie przeczuwając, iż księżna już wie o wszystkiem, był nader grzeczny i uprzejmy. Księżna czekała, aż pierwszy rozpocznie mówić o La Valliere; nie mogąc się atoli doczekać, zapytała wprost:
— Jak się ma mała?...
— Która mała?.. — zapytał, król.
— La Valliere.... Czyś mi nie mówił, Najjaśniejszy Panie, iż zemdlała?...
— Dotąd jeszcze nie przyszła zupełnie do siebie — odrzekł król z pozorną obojętnością.
— Ale to zaszkodzi wieściom, które, Najjaśniejszy Panie, miałeś rozsiewać.
— Jakim wieściom?...
— Że się Wasza Królewska Mość nią zająłeś.
— O, mam nadzieję, że to rozniesie się bez moich starań — odparł król z roztargnieniem.
Księżna czekała jeszcze, czy jej król nie opowie zdarzenia pod dębem. Zamilczał jednakże o tem i pożegnał się, nie