Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.
—   69   —

— Zdawało mi się, że poznaję rękę pańskiego przyjaciela, pana de Wardes.
— Kiedy tak, zaraz powracam — rzekł kawaler, zapominając o zamiarze szpiegowania.
I wszedł na ganek pierwszego piętra; tymczasem dwie nieznajome znikły przy końcu dziedzińca. My udamy się za niemi, zostawiając kawalera, zajętego listami. Przybywszy pomiędzy klomby, pierwsza zatrzymała się nieco zdyszana i ostrożnie odchyliła zasłonę.
— Czy daleko jesteśmy od tego drzewa?... — zapytała.
— Tak, księżno; więcej niż o pięćset kroków; lecz niech księżna raczy przystanąć; bo dłużej tym krokiem iść niepodobna.
— Masz słuszność.
I księżna, albowiem ona to była, oparła się o drzewo.
— Zobacz, panno — rzekła po chwilowem odetchnieniu — nic przede mną nie ukrywaj, powiedz prawdę.
— O! księżno, ty już jesteś surową — rzekła dziewica wzruszonym głosem.
— Nie, moja droga Tonnay-Charente, uspokój się, bo ja nic nie mam przeciw tobie, a zresztą, to wcale nie moja rzecz. Jesteście niespokojne, żeście rozmawiały pod tym dębem; lękacie się, czyście nie obraziły króla, a ja chcę was uspokoić, przekonywując się sama, czyście mogły być słyszane.
— Tak, tak, księżno, król był tak blisko.
— Ale przecież nie mówiłyście tak głośno, aby każdy wyraz mógł słyszeć?
— Sądziłyśmy, że jesteśmy zupełnie same.
— A było was trzy?
— Tak, La Valliere, Montalais i ja.
— Czy mówiłyście rzeczy nieprzyjemne dla króla?
— Bynajmniej, księżno, bynajmniej. Jedna z nas nawet mówiła o królu bardzo pochlebnie.
— To Montalais była tak nierozsądna?... — spytała księżna.
— Nie, księżno, ona nic nie mówiła, ale La Valliere.
Księżna zadrżała, jakby nową posłyszała wiadomość.