— O! nie, nie — rzekła — król nie słyszał. Zresztą przekonamy się same. Pokaż mi dąb.
I księżna puściła się w drogę.
— Czy wiesz, gdzie on jest?... — zapytała.
— Tak, pani.
— I trafisz do niego?
— Z zamkniętemi oczami.
— Wybornie; usiądziesz na ławce, na której siedziałaś i na której siedziała La Valliere i będziesz mówiła tym samym tonem i te same myśli, a ja ukryję się za krzakiem i jeżeli będę słyszała, powtórzę twoje wyrazy.
— Dobrze, księżno.
— Jeżeliście za głośno mówiły i król was słyszał, to...
Athena niecierpliwie czekała końca rozpoczętego zdania.
— To — mówiła księżna głosem stłumionym, z powodu utrudzenia — to ja was będę broniła.
I podwoiła kroku. Wtem zatrzymała się.
— Jedna myśl przychodzi mi do głowy!
— Zapewne wyborna — odpowiedziała panna de Tonnay-Charente.
— Montalais musi być równie zmieszana jak wy obie.
— Mniej; albowiem mniej od nas mówiła.
— Mniejsza o to; ale wam dopomoże małem kłamstwem.
— Nadewszystko kiedy się dowie, że Wasza Królewska Wysokość mną się interesuje.
— Powiecie, że wszystkie trzy wiedziałyście o obecności króla za drzewem, albo za tym krzakiem, również jak i o obecności pana de Saint-Agnan.
— Dobrze, Wasza książęca mość.
— Utrzymujcie śmiało, żeście wszystkie trzy wiedziały, rozumiecie, wszystkie trzy, bo jeżeli co do jednej zwątpią, zwątpią o wszystkich. Utrzymujcie, mówię, żeście wszystkie trzy wiedziały o obecności króla i pana de Saint-Agnan i żeście się chciały zabawić kosztem ciekawych.
— A! księżno, kosztem królewskim, tego nigdy nie poważymy się powiedzieć.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.
— 70 —