Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XI.
KSIĘŻNA PRZEKONAŁA SIĘ ŻE PODSŁUCHUJĄC MOŻNA SIĘ DOWIEDZIEĆ RZECZY PRZYKRYCH.

Raul oparł się niedbale o pień wielkiego dębu i mówił głosem łagodnym i harmonijnym.
— Niestety!... mój hrabio, to wielkie nieszczęście.
— Tak — zawołał tenże — bardzo wielkie.
— Nie słuchasz mnie, hrabio, albo raczej nie rozumiesz, a ja powiadam ci, że często największe nieszczęście jest, nie w tem, że się kocha, ale że się miłości nie umie ukryć.
— Jakto?... — zawołał Guiche.
— Tak, ty tego nie widzisz teraz, że nietylko jedynemu twemu przyjacielowi, to jest człowiekowi, który wolałby umrzeć, niż ciebie zdradzić, ale pierwszemu lepszemu, kto się nawinie, powierzasz swoją miłość.
— Jakim sposobem?... to być nie może, abym ja mógł się tak zapomnieć.
— Ja tylko chciałem wyrazić, mój przyjacielu, że oczy twoje, poruszenia, westchnienia, mówią pomimo twej wiedzy i woli.
Guiche wydał ciężkie westchnienie.
— Uważaj — mówił dalej Bragelonne — jaką mi sprawiasz przykrość. Od czasu jak powróciłeś, stokroć i w najrozmaitszy sposób opowiadałeś swoję miłość dla niej, a chociażbyś nic nie mówił, sam powrót był już niedorzecznością. Dochodzę więc do wniosku, że jeżeli nie będziesz lepiej nad sobą czuwał, przyjdzie czas że nastąpi wybuch. A wtedy kto cię