Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.
—   74   —

ocali?... odpowiedz na to pytanie. Kto ja sama osłoni?... bo jakkolwiek jest zupełnie niewinną, uczucie twoje w rekach nieprzyjaciół będzie jej oskarżeniem.
— Wtedy nie będę żył, choć już i dzisiaj nie żyje.
— Nie rozumiem.
— Tak!... tyle okropnych przejść wyczerpało moje siły. Dzisiaj nie jestem już istotą myślącą i działającą; ostatnie moje siły upadają, ostatnie postanowienia nikną i wyrzekam się walki. Kiedy się jest w obozie, jakeśmy razem bywali i kiedy wyjeżdża się na podjazdy, niekiedy napotyka się podjazd nieprzyjacielski z pięciu lub sześciu ludzi i chociaż człowiek jest sam, jednak się broni. Kiedy znowu sześciu nowych przybywa, człowiek się gniewa, lecz jeszcze się broni; ale kiedy nadbiega sześciu, dziesięciu jeszcze, daje się koniowi ostrogę, jeżeli koń żyje, albo pozwala się zabić, byle nie uciekać. Otóż w takiem ja jestem położeniu; najprzód walczyłem z samym sobą; następnie z księciem Buckinghamem; teraz król przyszedł, a z królem walczyć nie myślę, chociażby się sam cofał i mnie tylko wobec charakteru tej kobiety zostawił. A!... ja się nie łudzę wcale, że uczuwszy tę miłość, już się na śmierć skazałem.
— Nie jej winien czynić wyrzuty, ale sobie samemu.
— Dlaczego?...
— Jakto?... alboż nie znasz księżnej, alboż nie wiesz, że jest lekkomyślna, chciwa nowości, czuła na pochwały, chociażby one od ślepego, lub od dziecka pochodziły, i ty chcesz umrzeć dla niej?... Patrz na nią, kochaj, bo ktokolwiek nie ma zajętego serca, kochać ją musi; ale, kochając, szanuj w niej najprzód godność jej męża, następnie ją samą, w końcu własną spokojność.
— Dzięki ci, Raulu.
— A to za co?...
— Za to, że widząc moje cierpienia z powodu kobiety, pocieszasz mnie tem, że mówisz o niej dobrze, a może nawet to, w co sam nie wierzysz.