Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.
—   75   —

— Mylisz się, hrabio — odparł Raul, — co myślę, niezawsze mówię, ale wtedy milczę; lecz, kiedy mówię, nie umiem ani udawać, ani oszukiwać, i kto mnie słyszy, może mi wierzyć.
— O!... kiedy tak, znam ją lepiej od ciebie!.. — zawołał Guiche. — Ona nie jest lekkomyślna, ani płocha, jej nie zachwyca nowość, ale nie ma ona pamięci ani wiary; ona nietylko lubi pochwały, ale jest wyrachowanie i okrutnie zalotną. Strasznie zalotną!... o!... tak, wiem o tem. Wierzaj mi, Bragelonne, ja znoszę wszystkie męczarnie piekła; nieustraszony jestem, lubię niebezpieczeństwo, ale to przewyższa moje siły i odwagę. Ale zaręczam ci, Raulu, że po mojej stronie zwycięstwo, które ja będzie kosztować wiele łez.
— Zwycięstwo?... a to jakie?...
— Ja kiedykolwiek zbliżę się do niej i powiem jej: byłem młody i oszalałem z miłości; tyle jednak miałem szacunku, aby upaść do stóp twoich i pozostać, czoło tarzając w piasku, póki mnie nie podniosły twoje spojrzenia. Sądziłem, że pojąłem twoje usta, oczy, mowę; — i powstałem, lecz chociaż nie uczyniłem nic więcej nad to, że cię kochałem bez granic, powaliłaś mnie na ziemię, kobieto bez serca, wiary i miłości. Nie jesteś godną, chociażeś ze krwi królewskiej, nie jesteś godną miłości uczciwego człowieka. Karzę cię śmiercią za to, że cię kochałem i umieram, nienawidząc cię.
— O... — zawołał Raul, przestraszony jasnością prawdy, która błyszczała w słowach młodzieńca — o!.. mówiłem ci, hrabio, że oszalałeś.
— Tak, tak — ciągnął dalej Guiche, idąc za swoją myślą — ponieważ tutaj nie mamy wojny, pójdę tam, na północ, wejdę w służbę cesarską i węgierską, albo kroacką; kula może się nade mną zlituje.
Jeszcze Guiche nie skończył, gdy dał się słyszeć szelest, który natychmiast poruszył z miejsca Raula. Guiche, zatopiony w swych myślach, powstał z głową, ukrytą pomiędzy rękami. Krzaki uchyliły się i nieznana niewiasta ukazała się pomiędzy rozmawiającymi, blada i w nieładzie. Jedną ręką