Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.
—   76   —

odgarnęła gałęzie, które ją uderzały po twarzy, drugą wznosiła kaptur płaszcza, zasłaniający jej oczy. Po oczach zwilżonych i promieniejących, po chodzie królewskim, po rozkazującem poruszeniu, a więcej jeszcze po biciu swego serca, poznał Guiche księżnę, wydał okrzyk i zakrył dłonią oczy. Raul, drżący i zmieszany, obracał kapelusz w rękach, jąkając niezrozumiałe usprawiedliwienie.
— Panie de Bragelonne — rzekła księżna — zobacz, czy niema na ulicach moich kobiet, lub ścieżkach, ty zaś, panie hrabio, pozostań, jestem strudzona i proszę cię o podanie ręki.
Piorun, padający przed nieszczęśliwym, mniejby go przeraził, niż te zimne i surowe wyrazy. Chciał przynajmniej okazać się odważnym, a ponieważ powziął stanowczy zamiar, wyprostował się i, widząc wahającego się Bragelonna, spojrzał na niego z wyrazem rezygnacji i wdzięczności.
Raul oddalił się. Zostali sami wśród ciemnego i cichego lasu. Nad ich głowami roztaczało się ciemne i wonne sklepienie z liści drzew, przez otwory którego widać było jasne gwiazdy, lśniące na niebie. Księżna pociągnęła hrabiego de Guiche o jakie sto kroków od owego drzewa, które dzisiaj słyszało i widziało tyle rzeczy i, wiodąc go na jaśniejsze miejsce, rzekła cała drżąca:
— Przyprowadzam pana tutaj, ponieważ tam każdy wyraz słychać.
— Co to ma znaczyć?... — wyszeptał de Guiche.
— To ma znaczyć, żem wszystko słyszała.
— A!.. Boże; Boże, tego jeszcze brakowało!... — podchwycił hrabia.
I skłonił głowę jak pływak pod falami, które go mają powalić.
— A więc — rzekła księżna — sądzisz pan tak o mnie, jak mówiłeś?...
Guiche zbladł, odwrócił głowę i nic nie odpowiedział; czuł, że był bliski zemdlenia.
— To bardzo dobrze — mówiła dalej księżna głosem peł-