Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.
—   77   —

nym słodyczy — wolę tę szczerość, która mnie powinna obrażać, niż pochlebstwo, któreby mnie zwodziło. Dobrze, wiec, według ciebie, panie de Guiche, jestem zalotną i nikczemną.
— Nikczemną?... — zawołał młodzieniec — nikczemną, pani!... o!.. ja tego nie mówiłem, nie mogłem nawet tak nazwać, tej, co mi jest najdroższą na świecie, nie!... nie!... to być nie może.
— Kobieta, co widzi mężczyznę trawionego przez ogień, który ona sama roztliła, a nie zagasza go, jest, według pańskiego zdania, nikczemną.
— Cóż panią to obchodzi, co mówiłem?... — zaczął znowu hrabia. — O!.. Boże, czemże jestem przy pani i dlaczego niepokoisz się, czy żyję lub nie?...
— Panie de Guiche, jesteś mężczyzną, jak ja jestem kobietą i znając cię, jak ja się znam, nie chcę cię na śmierć narażać; zmieniam z tobą postępowanie i usposobienie. Będę szczera, bo nią zawsze jestem; proszę cię zatem, panie hrabio, abyś mnie więcej nie kochał i zapomniał o tem, żem kiedykolwiek mówiła do ciebie, lub zwróciła na ciebie spojrzenie.
Guiche namiętnie spojrzał na księżnę.
— Tak, zapewne, skoro zło popełniłam, powinnam je naprawić. Dlatego, panie hrabio przebaczysz mi moją płochość, moją zalotność, tylko mi nie przerywaj, a ja zapomnę nawzajem, żeś mnie nazwał płochą, zalotną: wyrzeczesz się nadto myśli zgonu, a żyć będziesz dla swojej rodziny, dla króla, dla kobiet, jak człowiek, którego wszyscy szanują i wysoko cenią.
— O!... pani!... pani!... — zawołał.
Księżna wymówiła ten ostatni wyraz z taką cechą szczerości a nawet uczucia, że zdawało się, iż serce młodzieńca z piersi wyskoczy.
— Słuchaj, panie hrabio — dodała. — Kiedy wyrzeczesz się mnie, najprzód z potrzeby, następnie, słuchając mojej prośby, wtedy lepiej mnie ocenisz i jestem pewną, że zastąpisz miłość szczerą przyjaźnią, którą, gdy mi ofiarujesz, najmilej będzie przyjęta.