Kawaler czekał, spodziewając się, że usłyszy nazwisko tego, którego ścigał.
Ale Fouquet, który czy poznał, czy nie, hrabiego de Guiche, odpowiedział:
— Nie, panie, to nie król.
Kawaler ukłonił się; ale, kłaniając się, raz jeszcze spojrzał wkoło siebie, a spostrzegając pana Colbert, dodał:
— Patrzaj pan, oto pod drzewami jest osoba, która cię lepiej, aniżeli ją, objaśni.
— Któż taki?... — zapytał Fouquet, którego słaby wzrok nie przebijał ciemności.
— Pan Colbert — odpowiedział kawaler.
— A! wybornie.
Kawaler, nie dowiedziawszy się niczego, oddalił się z niskim ukłonem. Zaledwie oddalił się, gdy Fouquet, zmrużywszy powieki, wpadł w zadumę. Aramis patrzył na niego przez chwilę z politowaniem, pełnem smutku.
— A co — rzekł do niego — zmieszałeś się na samo wspomnienie nazwiska tego człowieka. Wesoły i pełen nadziei przed chwilą, stajesz się ponurym na widok małego straszydła? Czy już nie wierzysz w swoje szczęście?
— Nie — smutno odpowiedział Fouquet.
— A to dlaczego?
— Bo w tej chwili zanadto jestem szczęśliwy — odrzekł drżącym głosem. — A! mój drogi d‘Herblay, ty, który jesteś tak uczony, musisz znać historję pewnego władcy Samos. Cóż ja mam rzucić do morza, abym mógł rozbroić przyszłe swe nieszczęście?... O! powtarzam ci, mój przyjacielu, jestem zanadto szczęśliwy, tak szczęśliwy, że niczego nie żądam. Wstąpiłem wysoko... Znasz moje godło: Quo non ascendam. Wstąpiłem tak wysoko, że muszę zstępować. Nie mogę zatem wierzyć w postęp szczęścia, które przewyższa ludzkie.
Aramis uśmiechnął się, wlepiając w Fouqueta przenikliwe spojrzenie.
— Gdybym wiedział o twojem szczęściu — rzekł — może obawiałbym się niełaski; lecz cenisz mnie, jak prawdziwego
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.
— 82 —