Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.
—   83   —

przyjaciela, to jest uznajesz mnie za przydatnego w chwili nieszczęścia. Jest to nieoszacowane. eLcz, prawdę mówiąc, mam prawo żądać, abyś mi zwierzył się ze swych radości, bo mnie one, wiesz o tem, tak obchodzą jakby się mnie samemu zdarzyły.
— Mój zacny prałacie — odrzekł, uśmiechając się, Fouquet — moje tajemnice są zanadto światowe, abym je powierzał biskupowi.
— Jako spowiedź.
— O! rumieniłbym się, gdybyś był moim spowiednikiem.
I zaczął wzdychać. Aramis spojrzał jeszcze na niego, ale z uśmiechem!
— Dobrze — rzekł — grzeczność to wielka cnota.
— Milczenie!... — wyrzekł Fouquet. — Zjadliwa żmija poznała mnie i zbliża się do nas.
— Colbert?
— Tak, oddal się, panie d‘Herblay, nie chcę, żeby cię widział ze mną, uczułby wstręt i do ciebie.
Aramis ścisnął mu rękę.
— Alboż potrzebuję jego przyjaźni?... — odrzekł — alboż ciebie tu niema?
— Tak, ale może nie będę długo — smutno odparł Fouquet.
— Wówczas, jeżeli kiedykolwiek to nastąpi, będziemy się starali obywać bez przyjaźni, lub lekceważyć przyjaźń Colberta. Ale, powiedz mi, kochany przyjacielu, dlaczego, zamiast rozmowy ze złą żmiją jak go nazywasz, w czem ja żadnej nie widzę korzyści, nie udasz się albo do króla, albo do księżny?
— Do księżny — podchwycił Fouquet, wyraźnie myślący o czem innem — tak, zapewne, do księżny.
— Przypominasz sobie zapewne — mówił dalej Aramis — że nas zawiadomiono o wielkich względach, jakich od dwóch, czy trzech dni doznaje księżna. Wchodzi to, jak sądzę do twojej polityki, aby pozyskać przyjaciółki Jego królewskiej mości. Jest to środek zrównoważenia powstającego wpływu Colberta.