przyjaciela, to jest uznajesz mnie za przydatnego w chwili nieszczęścia. Jest to nieoszacowane. eLcz, prawdę mówiąc, mam prawo żądać, abyś mi zwierzył się ze swych radości, bo mnie one, wiesz o tem, tak obchodzą jakby się mnie samemu zdarzyły.
— Mój zacny prałacie — odrzekł, uśmiechając się, Fouquet — moje tajemnice są zanadto światowe, abym je powierzał biskupowi.
— Jako spowiedź.
— O! rumieniłbym się, gdybyś był moim spowiednikiem.
I zaczął wzdychać. Aramis spojrzał jeszcze na niego, ale z uśmiechem!
— Dobrze — rzekł — grzeczność to wielka cnota.
— Milczenie!... — wyrzekł Fouquet. — Zjadliwa żmija poznała mnie i zbliża się do nas.
— Colbert?
— Tak, oddal się, panie d‘Herblay, nie chcę, żeby cię widział ze mną, uczułby wstręt i do ciebie.
Aramis ścisnął mu rękę.
— Alboż potrzebuję jego przyjaźni?... — odrzekł — alboż ciebie tu niema?
— Tak, ale może nie będę długo — smutno odparł Fouquet.
— Wówczas, jeżeli kiedykolwiek to nastąpi, będziemy się starali obywać bez przyjaźni, lub lekceważyć przyjaźń Colberta. Ale, powiedz mi, kochany przyjacielu, dlaczego, zamiast rozmowy ze złą żmiją jak go nazywasz, w czem ja żadnej nie widzę korzyści, nie udasz się albo do króla, albo do księżny?
— Do księżny — podchwycił Fouquet, wyraźnie myślący o czem innem — tak, zapewne, do księżny.
— Przypominasz sobie zapewne — mówił dalej Aramis — że nas zawiadomiono o wielkich względach, jakich od dwóch, czy trzech dni doznaje księżna. Wchodzi to, jak sądzę do twojej polityki, aby pozyskać przyjaciółki Jego królewskiej mości. Jest to środek zrównoważenia powstającego wpływu Colberta.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —