błażający... my jesteśmy biedni i Fontainebleau nie da się porównać z Vaux.
— Prawda — zimno odpowiedział Fouquet, który panował nad aktorami tej sceny.
— Co chcesz, Jaśnie oświecony panie?... — mówił dalej Colbert, — działaliśmy tylko według naszych małych zasobów.
Fouquet potwierdził to zdanie.
— Ale — mówił dalej Fouquet — godnemby było przepychu pańskiego, abyś zaprosił Jego Królewska Mość do swoich pysznych ogrodów, które, jak mi się zdaje, kosztują sześćdziesiąt miljonów.
— Siedemdziesiąt dwa.
— Tem lepiej. To będzie przepyszne.
— Ale czy pan sądzisz — mówił Fouquet — że Jego Królewska Mość zechce przyjąć moje zaproszenie?
— Nie wątpię o tem!... — zawołał Colbert — i gotów jestem za to zaręczyć.
— Zaproś... zaproś... — cicho wyrzekł Aramis.
— Wobec tego — odpowiedział Fouquet — chcę wiedzieć, na który dzień mógłbym króla zaprosić.
— Choćby na jutro.
— Zgoda — rzekł nadintendent — panowie, chciałbym i was zaprosić; lecz wiecie, że król wszędzie jest u siebie, więc zaproszenie od Jego zawisło woli.
Radosy szmer powstał w tłumie.
Fouquet ukłonił się i odszedł.
— Nędzniku dumny!... — szepnął za nim Colbert — zapraszasz, a wiesz, że to będzie kosztowało cię dziesięć miljonów.
— Zniszczyłeś mnie — cicho rzekł Fouquet do Aramisa.
— Ocaliłem — odparł Aramis, kiedy Fouquet wchodził na ganek i pytał, czy widzieć króla można jeszcze.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.
— 86 —