— Sześć mil, to bardzo blisko — rzekł Ludwik XIV-ty.
— Ale nie dla nas, biednych bretończyków, Najjaśniejszy Panie; sześć mil lądem, to blisko, lecz sześć mil morzem, to ogromna przestrzeń, a zresztą mam honor powiedzieć Waszej Królewskiej Mości, że liczą przeszło sześć mil morskich od rzeki Belle-Isle.
— Mówią, że pan Fouquet ma tam dom, bardzo piękny?... — zapytał król.
— Powiadają — odrzekł Aramis, spokojnie spoglądając na Fouqueta.
— Jakto powiadają?... — zawołał król.
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Prawdę mówiąc, panie Fouquet, bardzo mnie to zadziwia.
— Co takiego?...
— Że takiego człowieka, jak pan d‘Herblay, masz na czele djecezji i nie pokazałeś mu Belle-Isle?...
— Najjaśniejszy Panie — odrzekł biskup, nie pozwalając panu Fouquet odpowiedzieć — my, biedni księża bretońscy, lubimy siedzieć w domu.
— Mości biskupie — wyrzekł król — ja ukarzę pana Fouquet za to niedbalstwo.
— Jakto, Najjaśniejszy Panie?
— Przeniosą cię.
Fouquet przygryzł usta, Aramis się uśmiechnął.
— Wiele ci Vannes przynosi?... — zapytał król.
— Sześć tysięcy liwrów, Najjaśniejszy Panie.
— A!... mój Boże, tak mało!... ale masz swój majątek, mości biskupie?...
— Nie, nie mam, Najjaśniejszy Panie, tylko mi pan Fouquet za ławkę w kościele płaci tysiąc dwieście liwrów.
— Zatem ja, panie d‘Herblay, coś lepszego ci przyrzekam.
— Najjaśniejszy Panie...
— Pomyślę o tobie.
Aramis skłonił się. Król ze swej strony pochylił głową z uszanowaniem, jakie zawsze miał zwyczaj zachowywać
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.
— 90 —