względem duchownych i kobiet. Aramis zrozumiał, że jego posłuchanie skończyło się; pożegnał zatem króla przemową krótką i zwięzłą, prawdziwą przemową wiejskiego kapłana i wyszedł.
— O!... to wybitna postać — mówił król, wiodąc za nim oczami, dopóki go mógł widzieć, a nawet wtedy, kiedy go już nie widział.
— Najjaśniejszy Panie — odpowiedział Fouquet — gdyby ten biskup miał gruntowną naukę, nikt nie byłby godniejszym...
— Zatem nie jest uczony?...
— Zamienił pałasz na stułę i to nieco zapóźno. Lecz nie przeszkadza to jedno drugiemu i jeżeli Wasza Królewska Mość pozwoli mi o nim kiedy pomówić...
— I owszem, proszę cię o to... ale zanim będziemy mówili o biskupie, pomówmy wprzódy o sobie.
— Czy o mnie, Najjaśniejszy Panie?...
— Tak, powinienem cię pochwalić...
— Nie umiem wyrazić Waszej Królewskiej Mości szczęścia, jakiego doznaję.
— Tak, panie Fouquet. Rozumiem. Tak, byłem nieco przeciw tobie uprzedzony.
— Wtedy wiele cierpiałem, Najjaśniejszy Panie.
— Ale to minęło. Czy zauważyłeś?...
— O, tak, Najjaśniejszy Panie; ale czekałem cierpliwie dnia, w którym się prawda wyjaśni. Zdaje mi się, że ten dzień nadszedł.
— Więc wiedziałeś, że jesteś w mojej niełasce?...
— Niestety... tak, Najjaśniejszy Panie.
— I wiedziałeś dlaczego?...
— Doskonale. Wasza Królewska Mość sądziłeś, że jestem trwonicielem grosza publicznego.
— O!... nie, nie...
— Albo raczej lichym administratorem. Nakoniec, Wasza Królewska Mość sądziłeś, że kiedy lud nie ma pieniędzy i król ich mieć nie będzie.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.
— 91 —