— Pan Malicorne — odpowiedział bojaźliwie kamerdyner.
— Niech tu przyjdzie.
Malicorne wszedł.
— Przychodzisz od panny La Valliere? — rzekł król z westchnieniem.
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— I zaniosłeś coś ode mnie pannie La Valliere?
— Ja, Najjaśniejszy Panie?
— Tak!
— Nie, Najjaśniejszy Panie, nie!
— Panna La Valliere wyraźnie to pisze.
— Panna La Valliere myli się.
Król zmarszczył brwi.
— Cóż to za żarty? — rzekł — wytłumacz się: dlaczego panna La Valliere nazywa pana moim posłańcem. Cóżeś zaniósł tej damie? odpowiedz natychmiast.
— Najjaśniejszy Panie, zaniosłem tylko pannie La Valliere chustkę i nic więcej.
— Chustkę? jaka chustkę?
— Najjaśniejszy Panie, w chwili, kiedym miał nieszczęście potracić Wasza Królewską Mość, kiedy mi się zdarzyło to nieszczęście, które całe życie będę opłakiwał, nadewszystko zaś po nieukontentowaniu, jakie mi Wasza Królewska Mość oświadczył, wówczas, Najjaśniejszy Panie, stanąłem jak wryty z rozpaczy, gdyż Wasza Królewska Mość był już zadaleko, aby słyszeć moje uniewinnienie, wtem naraz zobaczyłem na ziemi coś białego.
— A! rzekł król.
— Schyliłem się, była to chustka. Myślałem, że trąciwszy Waszą Królewską Mość spowodowałem wypadnięcie chustki z kieszeni, lecz gdym podniósł tę chustkę, namacałem cyfrę, a była to cyfra panny La Valliere, i błagam Waszą Królewską Mość, abyś raczył temu uwierzyć.
Malicorne był tak zmartwiony i tak pokorny, że król miał prawdziwą rozkosz, słuchając go. Był mu wdzięczny za ten przypadek, jakby za największą przysługę.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.
— 101 —