— Patrz, oto apartamenty księżny, widzisz te dwa okna oświetlone?
— Widzę.
— A to okno obok nich, mniej oświetlone, czy widzisz?
— Doskonale.
— To właśnie okno panien honorowych; patrzaj, oto i panna La Valliere otwiera okno i, gdyby miała jakiego śmiałego kochanka, pewnoby ten skorzystał z drabiny, aby chwilkę z nią pomówić.
— Ależ ona tam nie jest sama, bo powiedziałeś, że jest i panna Montalais?
— O! tej to jakby nie było! to przyjaciółka od dzieciństwa i zupełnie jej oddana. A zresztą, jej powierzyć tajemnicę, to wszystko jedno, co wrzucić ją do studni.
Król słyszał całą rozmowę. Nawet Malicorne zauważył, że król zwolnił kroku, aby mógł ją wysłuchać. Przyszedłszy do drzwi, pożegnał wszystkich prócz Malicorna. Nikogo to jednak nie zdziwiło, wiedziano bowiem, że król jest zakochany i że układa wiersze po księżycu, a chociaż księżyc nie świecił tego wieczora, nie przeszkadzało to zajmować się wierszami. Kiedy wszyscy odeszli, król rzekł do Malicorna.
— Co to pan mówiłeś o jakiejś drabinie?
— Ja, Najjaśniejszy Panie? mówiłem o drabinie?
I Malicorne wzniósł oczy do góry, jakby sobie przypominał.
— Tak! o drabinie, długiej na dziewiętnaście stóp!
— A prawda! Wasza Królewska Mość chcę ją widzieć?
— Pokaż mi ją.
Malicorne zaprowadził do niej króla.
— Oto jest, Najjaśniejszy Panie!
— Wyciągnij ją trochę.
Malicorne wyciągnął ją na ścieżkę.
— Hm! hm!... — rzekł król — mówisz, że ma dziewiętnaście stóp długości.
— Tak jest, Najjaśniejszy Panie!
— Dziewiętnaście stóp! o! to długa, ale zdaje mi się, ażeby tyle miała.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.
— 105 —