— Ależ to bardzo źle spać, kiedy kto ma tak wielkie zmartwienie, jak panna?
— A jakież ja mam zmartwienie?
— Czyż nie rozpaczasz z powodu mojej nieobecności?
— Ależ nie!... dostałeś pięćdziesiąt tysięcy liwrów i miejsce u króla.
— Mniejsza o to!.. jesteś bardzo zmartwiona, że mnie nie widujesz tak często, jak dawniej, i jesteś nadewszystko w rozpaczy, żem stracił zaufanie u księżny, nieprawdaż?
— O!.. tak, to prawda!
— Otóż zmartwienie przeszkadza ci spać w nocy i dlatego też płaczesz, wzdychasz i ucierasz nos bardzo mocno, — dziesięć razy na minute.
— Ależ, mój kochany, księżna nie może znieść najmniejszego hałasu.
— Wiem o tem dobrze, i dlatego księżna, widząc tak mocną twoja boleść, nie omieszkała jak najprędzej usunąć cię od siebie.
— Rozumiem!
— Nareszcie!
— Ale cóż potem będzie?
— A to będzie, że La Valliere sama jedna, rozłączona z tobą, będzie w nocy jeszcze mocniej płakać i wzdychać, niżbyście to we dwie uczyniły.
— A wtenczas przeniosą ją do innego pokoju.
— O to właśnie chodzi.
— No zacznij więc od dziś swoje jeremiady.
— Nie zaniedbam.
— I oświeć co do tego La Valliere.
— Nie bój się, dość ona płacze pocichu.
— Dobrze!... to teraz niech płacze głośno.
Po tej rozmowie rozeszli się.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.
— 108 —