Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.
—   114   —

— Jakto co? weźmiesz pan cieśle, który, zamknięty u pana i, nie wiedząc, gdzie jest, wyrznie dziurę u pana w suficie, a tem samem w podłodze u panny La Valliere.
— A! mój Boże — krzyknął Saint-Agnan, to pomysł zbyt śmiały.
— Ale królowi wyda się bardzo prostym.
— Bo zakochani nie widzą niebezpieczeństwa.
— Jakiegoż niebezpieczeństwa obawiasz się pan, panie hrabio?
— Ależ wypiłowanie podobnego otworu spowoduje hałas, który wszyscy w zamku usłyszą.
— O! jestem pewny, panie hrabio iż rzemieślnik, którego wskażę, zrobi to bez najmniejszego hałasu: wypiłuje sześciostopowy czworokąt piłą, owiniętą pakułami, bez najmniejszego hałasu; nawet najbliżsi sąsiedzi nie usłyszą.
— A! kochany panie Malicorne, takeś mię odurzył, zmieszał.
— Mówię dalej — rzekł spokojnie Malicorne — w pokoju, w którym każesz pan wypiłować dziurę... uważaj pan dobrze!
— Uważam!
— Każesz pan postawić schody, które dozwolą albo pannie La Valliere zejść do pana, albo królowi wejść do panny La Valliere.
— Ależ te schody każdy zobaczy?
— Nie, gdyż pan każesz je zakryć przepierzeniem i okryć obiciem takiem, jak cały pokój, od panny La Valliere zaś zakryte będą klapą, stanowiącą część podłogi, a klapa otwierać się będzie pod jej łóżkiem.
— Prawda — rzekł Saint-Agnan, a oczy mu zabłysły radością.
— A teraz nie potrzebuję powtarzać panu, że król bardzo często odwiedzać będzie pokój, w którym będą takie schody. Zdaje mi się, że pan Dangeau zwłaszcza będzie zachwycony moim pomysłem, idę więc do niego.
— A! kochany panie Malicorne — zawołał Saint-Agnan —