Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.
—   118   —

— Najjaśniejszy Panie!... — rzekł Saint-Agnan z uśmiechem zdziwienia.
— Saint-Agnan, umieram z niecierpliwości, usycham i nie będę czekał do jutra. Jutro, jutro, ależ to wiek cały.
— A pomimo to, trzeba, Najjaśniejszy Panie, abyś zwyciężył tę niecierpliwość, długa jak przechadzka z paniami.
— Nie! nie! tysiąc razy nie. Nie chcę się narażać na okropne cierpienie, być o dwa kroki od niej, widzieć ją, dotykać jej sukni, przechodzić obok, a nie móc do niej ani słowa przemówić!
— W takim razie pozwolę sobie zwrócić uwagę — rzekł Saint-Agnan — że jest konieczne, Najjaśniejszy Panie, ażeby księżna i jej panny wyszły z domu choć na dwie godziny. Koniecznie potrzeba albo polowania albo przechadzki!
— Ależ polowanie czy przechadzka, to będzie zawsze jakieś dziwactwo. Zdradzając taką niecierpliwość, okażę całemu dworowi, że serce moje nie należy już do mnie. Czyż nie mówią już, że ja marzę o podbiciu świata, a nie umiem panować nad sobą samym.
—— Ci, co to mówią, są nierozsądni. Zresztą, ktokolwiek oni są, jeżeli Wasza Królewska Mość wolisz ich słuchać, ja nie mam nic do powiedzenia, ale w takim razie dzień jutrzejszy odłożyć trzeba na czas nieograniczony.
— A więc wyjeżdżam tego jeszcze wieczora. Pojadę przy pochodniach na noc do Saint-Germain, a jutro po śniadaniu wrócę około godziny trzeciej do Paryża. Czy dobrze?
— Doskonale.
— Jadę zatem o ósmej wieczorem.
Król, pełen otuchy, udał się wprost do księżny, oznajmiając jej o przechadzce. Księżna wpadła zaraz na myśl, że przechadzka ta ułożona jest przez króla tylko dla widzenia się jakimkolwiek sposobem z La Valliere, ale nie okazała tego królowi i przyjęła zaproszenie z uśmiechem na ustach. Wydała głośno rozkazy, ażeby panny honorowe towarzyszyły jej i postanowiła przeszkadzać, w miarę możności, w miłostkach króla. Pozostawszy samą, kiedy król był pewien to-