Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.
—   119   —

warzystwa La Valliere, i kiedy myślał może w tej chwili o smutnem szczęściu zobaczenia kochanki choć zdaleka, rzekła do swych panien honorowych:
— Będę miała dosyć dwóch panien tego wieczora, to jest panny Tonnay-Charente i Montalais.
La Valliere przewidziała cios i była nań przygotowaną, gdyż ciągłe prześladowanie uczyniło ją silną. Księżna nie miała wiec pociechy wyczytać na jej twarzy, jakie sprawił wrażenie cios, godzący w jej serce. La Valliere przeciwnie, uśmiechając się z nieopisaną dobrocią, która nadawała jej twarzy wyraz anielski, rzekła:
— A wiec jestem wolna, na cały wieczór?
— Tak, bez wątpienia.
— To będę pracowała nad haftem obicia, na które Wasza wysokość raczyła zwrócić uwagę i które oddawna jej ofiarowałam.
I, ukłoniwszy się z uszanowaniem, odeszła do siebie.
Malicorne dowiedziawszy się o rozkazie księżny wsunął przez drzwi Montalais bilecik zawierający te słowa:
— „Trzeba, żeby L. V. była razem z księżną tej nocy.“
Montalais podług umowy, spaliła bilecik. A że była pełna pomysłów, natychmiast ułożyła plan, w skutku którego, udając się o oznaczonej godzinie do księżny, pobiegła przez łączkę i obok gromady dworzan, tam stojących, zgrabnie upadła, powstała natychmiast i poszła dalej, ale kulejąc.
Dworzanie nadbiegli, sądząc że ma zwichniętą nogę. Właśnie też tego chciała, lecz wierna obowiązkom przybyła do księżny.
— A to co, dlaczego kulejesz?.. — spytała księżna — wzięłam cię za La Valliere.
Montalais opowiedziała swój wypadek. Księżna, udała, że jej żałuje i chciała wezwać chirurga. Lecz Montalais upewniła, że to nic wielkiego.
— Pani!... — rzekła — martwi mnie tylko to, że nie będę mogła jej służyć, i byłabym już nawet prosiła panny La Valliere, ażeby mnie zastąpiła przy Waszej wysokości!
Księżna zmarszczyła brwi.