Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.
—   120   —

— Ale tego nie uczyniłam — mówiła dalej Montalais.
— I dlaczegożeś tego nie uczyniła?... — spytała księżna.
— Gdyż biedna La Valliere wydawała się tak szczęśliwa z udzielonej sobie na dzisiejszy wieczór wolności, iż nie śmiałam prosić jej, aby zastąpiła mnie dziś na służbie.
— Jakto?.. to ją tak uszczęśliwia?.. — spytała księżna, uderzona temi wyrazami.
— Aż do szaleństwa prawie. Ona, co tak jest ponurą, śpiewała nawet, zresztą nic dziwnego; Wasza wysokość wie, że charakter jej ma w sobie trochę dzikości, i dlatego nie lubi towarzystwa.
— O!.. o!.. — pomyślała księżna — ta wesołość wydaje mi się nienaturalną.
— Powiedziała już nawet, że będzie jeść obiad sam na sam z ulubionemi swemi książkami. Zresztą Wasza wysokość ma sześć innych panien, które będą bardzo szczęśliwe, mogąc jej towarzyszyć.
Księżna milczała.
— Czy dobrze zrobiłam?... — mówiła dalej Montalais z lekkiem ściśnięciem serca, widząc, że się jej nie udał plan, na który liczyła. Czy Wasza wysokość potwierdza to?.. — rzekła.
Księżna myślała, że w nocy król może wyjechać z Saint-Germain i w godzinę przybyć do Paryża.
— Powiedz mi — rzekła — czy La Valliere, widząc ciebie cierpiącą, chciała cię przy mnie zastąpić?
— Ona nie wie o moim przypadku! A choćby wiedziała, nie chciałabym, aby dla mnie zmieniała swoje projekty.
Księżna była przekonana, że pod tem pragnieniem samotności ukrywa się jakaś tajemnica miłosna. Spodziewaną tajemnicą był pewnie powrót Ludwika w nocy, o czem La Valliere została zawiadomiona, i stad pochodziła jej tak wielka radość z pozostania w Palais Royal.
Był to plan, naprzód ułożony.
— Oho! nie zwiodą mię — pomyślała księżna.
— Panno Montalais — rzekła — proszę zawiadomić swoją przyjaciółkę, pannę La Valliere, że jestem w rozpaczy, iż mu-