Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.
—   122   —

pował miejsce gabinetu i był dostateczny do zasłonięcia otworu, który i tak był nieznaczny.
Rzemieślnik zrobił klapę na ukrytych zawiasach, zamykającą ten otwór tak doskonale, że najwprawniejsze oko nie mogło jej odróżnić od innych części posadzki. Kręcące się schody, jakich już wówczas zaczynano używać, zostały kupione gotowe przez Malicorna za 2.000 liwrów i mocno przytwierdzone. Wszystko to było w jak największej cichości wykończone podczas nocy.
Kiedy nazajutrz, około godziny drugiej, dwór wrócił z Saint-Germain, La Valliere, wszedłszy do swego pokoju, nie mogła mieć nawet cienia podejrzeń, że ktoś był w jej mieszkaniu, gdyż wszystko było jak przedtem na swojem miejscu i ani odrobina wiórów nie zdradzała pogwałcenia mieszkania.
Lecz wieczorem nazajutrz, kiedy wróciła do swojego pokoju od księżnej, lekkie skrzypnięcie dało się słyszeć w pokoju. Zdziwiona przysłuchiwała się, skąd to pochodzi. Skrzypnięcie powtórzyło się.
— Kto tam?... — spytała, trochę przestraszona.
— Ja — odpowiedział głos króla, tak dobrze jej znany.
— Ty!... ty, Najjaśniejszy Panie — krzyknęła, mniemając, że marzy — ale gdzież to, gdzież?...
— Tu — odpowiedział król, usuwając skrzydło parawanu i jak cień, stając na środku pokoju.
La Valliere, krzyknąwszy, upadła drżąca na sofę.
Król postąpił ku niej z uszanowaniem.