a zbliżywszy się do portretu, powiedział kilka pochlebnych słów malarzowi. Saint-Agnan chwalił podobieństwo. La Valliere, podziękowawszy także, przeszła do drugiego pokoju, dokąd poszedł i król, wezwawszy Saint-Agnana.
— Do jutra, nieprawdaż?... — rzekł do La Valliere.
— Ależ pamiętaj, Najjaśniejszy Panie, że przyjdą kiedykolwiek do mnie, a jak nie znajdą...
— To cóż?
— Cóż wtenczas stanie się ze mną?
— A jakżeś bojaźliwa, Ludwiko!
— A gdyby księżna kazała mię wołać?
— Alboż nie przyjdzie kiedy ten dzień, gdy sama mi powiesz, ażebym wszystko poświęcił, byle się z tobą nie rozłączać.
— Tego dnia zapewne będę bezrozumną i Wasza Królewska Mość nie powinien mnie wtedy słuchać.
— Do jutra, Ludwiko.
La Valliere westchnęła, nie mogąc się oprzeć woli królewskiej, i rzekła:
— Ponieważ Wasza Królewska Mość tego żądasz, do jutra więc, Najjaśniejszy Panie.
Po tych słowach wróciła do swego pokoju.
— I cóż, Najjaśniejszy Panie?... — spytał Saint-Agnan po jej odejściu!
— I cóż! Saint-Agnan, wczoraj myślałem, żem najszczęśliwszy z ludzi.
— A dziś, Najjaśniejszy Panie — rzekł, śmiejąc się Saint-Agnan — sądzisz, że jesteś najnieszczęśliwszym.
— Nie. Ale miłość to nieugaszone pragnienie, im więcej się pije, tem więcej się pragnie.
— O! Najjaśniejszy Panie, nie rozpaczaj tak. Jużem o tem myślał i może znajdę sposób.
Król kiwał głową z miną powątpiewającą.
— I cóż, znowu jesteś niezadowolony, Najjaśniejszy Panie?
— Owszem, mój kochany Saint-Agnan, ale na Boga wszystko dobrze obmyśl.
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.
— 133 —