Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.
—   14   —

— Najjaśniejszy Panie, on już zużył dwa strzały.
— Skądże wiesz o tem?
— Znalazłem przybitki pistoletowe.
— A z kulą, która nie zabiła konia, co się stało?
— Porwała pióro u kapelusza temu, w którego była wymierzona i oberwała kawałek osiczyny po drugiej stronie łączki.
— Więc mężczyzna na karym koniu był rozbrojony, a jego przeciwnik miał jeszcze dwa strzały?
— Najjaśniejszy Panie, kiedy jeździec, pozbawiony konia, podnosił się, drugi nabijał broń. Tylko był pomieszany nabijając, i ręka mu drżała.
— A ty skąd to odgadujesz?
— Połowę ładunku wysypał na ziemię i upuścił stempel, nie mając czasu założyć go w pistolet.
— Panie d‘Artagnan, to co mówisz jest cudowne.
— Jest to tylko skutek skupionej uwagi, Najjaśniejszy Panie, i każdy żołnierz znać się na tem powinien.
— Zdaję się, że wszystko widzę, jakbym tam był.
— W rzeczy samej, tak się dziać musiało, z małemi tylko zmianami.
— Teraz powróćmy do rycerza, wysadzonego z konia, mówiłeś, że szedł na swojego przeciwnika, gdy ten nabijał pistolet?
— Tak, ale w chwili, kiedy mierzył, drugi strzelił.
— A!... — zawołał król — a strzał?
— Był okropny, Najjaśniejszy Panie, jeździec upadł na twarz, zrobiwszy trzy kroki naprzód.
— Gdzież go trafiono.
— W dwa miejsca: najprzód w prawą rękę i tym samym strzałem w piersi.
— Ale, jak to możesz zgadnąć?... — zapytał król pełen podziwienia.
— O! to rzecz bardzo prosta; kolba pistoletu była skrwawiona i widać ślad kuli, która się odbiła, Raniony, według wszelkiego prawdopodobieństwa, ma serdeczny i mały palec urwany.
— Co do ręki zgadzam się ależ ta rana w piersi?